To i owo

KORONAWIRUS 2020




Witajcie, witajcie w środowe popołudnie. Jak humorki? Już niedługo będzie lepiej 😀 ! Wszystkim dogorywającym w domu - dużo optymizmu i nie poddawajcie się. Pozostałym - spokojnej pracy w przyjaznym otoczeniu - teraz macie pewność, że nikt chory do roboty nie przyjdzie i nie zarazi tuzina innych (będąc np. na zwolnieniu) 😂. Na poprawę humoru krótka historia z dziś - 27/05/2020

Miejsce: Wydział Komunikacji; Osoby: ja, mój mąż; grono ludzi oraz urzędnicy. Narzędzia moje: 1 rękawiczka na prawej ręce do "brudnych", lewa ręka - bez rękawiczki "do czystych", maseczka jednorazowa (inne mnie duszą), płyn dezynfekujący, okulary przeciwsłoneczne zsunięte na głowę - większość narzędzi nakazana przez małża. Narzędzia mojego męża: 2 rękawiczki, spirytus izopropylowy w 2l spryskiwaczu, maska przeciwsmogowa/przeciwpyłowa/przeciwwirusowa z 10 filtrami, w której wygląda jak mrówka-gigant (i zupełnie nie słychać co mówi, bo wychodzi z tego jakieś bełkotanie), okulary specjalistyczne przywierające w pełni do twarzy. Narzędzia "grona": brak czegokolwiek na twarzy, rękach czy oczach; jedynie jakieś szmatki zrzucone pod brodę. Narzędzia urzędników: brak czegokolwiek (tylko szyba). Akcja: wchodzimy we dwójkę na umówioną godzinę (do pokoju z 10 urzędnikami oraz około 12 petentami czyli "gronem"); odległości oczywiście nie da się zachować (mamy do siebie po jakieś 80 cm - przypomnę, że wszyscy bez masek i rękawiczek oraz innych rekwizytów, w jakie wyposażeni jesteśmy my - zwłaszcza mąż...); Lekka konsternacja M., ale się nie dał - wyjął ten opryskiwacz i spryskał wszystko co było przede mną (ladę, długopisy, papiery, szybę...) - po 3 sekundach dostałam duszności (strasznie to coś śmierdzi) i zaczęłam kasłać (pot ze mnie spływał, nie tylko z powodu maseczki, ale raczej wiedzy o tym co będzie dalej). Usłyszałam głos M. : możesz przestać! Nic nie odpowiedziałam, bo nie byłam w stanie. Miła Pani zza szyby prosi mnie o dokumenty (sprawa dotyczyła głównie mojej osoby, ale jej "prowodyrem" był M.). Pani: proszę wypełnić wniosek. Ja: jaki? Pani: o ten. Ja: dziękuję. Chwila ciszy. Mój M. rozgląda się dookoła (wiem, co zaraz się stanie; ręce zaczynają się trząść, zapominam która ręka jest "brudna", która "czysta" - kołacze jedna myśl: wyjść stąd jak najszybciej). Zaczynam wypisywać wniosek - oczywiście od razu z błędem (nie ten podmiot, nie ten adres, itd). Ja: czy mogę prosić o nowy druk? Przepraszam Państwa, ale się pomyliłam. Jakaś Pani (bez maseczki, rękawiczek itd. itp.): nie szkodzi kochana poczekamy.....Nagle słyszę tylny "bełkot" z maseczki z 10-cioma filtrami 🤣😂😅: Dlaczego Pani nie nosi maseczki? Jest Pani zagrożeniem! Pani nr. 1: Mnie już nic nie grozi. Mój M.: ale zaraża Pani innych, czy wie Pani jakie są skutki? ..... dalej nie słuchałam... oby tylko stąd wyjść .... "A Pan, też Pan nie musi chronić siebie i innych?"....Urzędniczka do M.: przy okienku może przebywać jedna osoba - pomogę Pana żonie. Proszę wyjść na korytarz. Mój M.: wychodzę! ...Uff - wszyscy odetchnęli! - na krótko niestety, bo za chwilę miałam problemy z podaniem danych, które są dla mnie tak obce jak UFO (nr. vin???, pojemność???, rok produkcji???karta pojazdu - jaka karta??? itd. - wszystko oczywiście było w dowodzie rejestracyjnym...ale GDZIE?? - oprócz karty oczywiście). Mój M. (wskakuje znów do sali): Jaki Ty masz problem? Ja Ci wszystko podam! (nikt nie rozumie co mówi w tej masce). Pani w okienku: Ja pomogę Pana żonie, a Pan pójdzie na powietrze. Sala: cisza - jak makiem zasiał - po wyjściu M. nastąpiły gromkie (ale ciche) brawa. Ja: spocona totalnie, wstyd na całego - śmierdzę potem i czuję, że zaraz nie wytrzymam napięcia - ale widzę, że ludziska są po mojej stronie; maseczkę co chwila obniżam bo oddychać ciężko, okulary lecznicze - zaparowane więc wniosków nie widzę; .... wyjść stąd.... Mija 25 minut - wracam do normy chyba ... niestety nie... Wypisuję dokumenty (z 10 chyba), ale czuję znany oddech za plecami i widzę miny urzędników (co chwilę wszystko pryskam, bo wiem że OKO mnie obserwuje).... I tu nastąpi ZAKOŃCZENIE: Ja: Przepraszam Pana (to do mojego M.) czy może Pan zachować odległość 2 m ode mnie? Takie przepisy...; On: oczywiście Kochanie! Ale wszyscy powinni nosić maseczki! Pani urzędnik: Zaraz kończymy, proszę zaczekać na żonę. ... I tak ślad po M. zaginął, aż do samochodu.... Sprawę załatwiłam - trwało to nieskończone 45 minut - dłużej niż poród; wychodząc otrzymałam brawa i słowa otuchy. 


A TO HISTORIA HELI




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz